tytułem wstępu historia mojego gestaltu
– czyli opowieść o tym, jak luźna refleksja o szczęściu stała się poważnym pytaniem egzystencjalnym, a w końcu esejem o harmonii.
W związku z rozpoczęciem pracy terapeutycznej przestała mi wystarczać moja osobista definicja szczęścia. W swoim gabinecie spotykałam i spotykam ludzi o różnych historiach osobistych, momentach w życiu, o różnej sytuacji społecznej i ekonomicznej. Zadałam sobie pytanie, co to jest szczęście? Czym dla mnie jest szczęście? Jaki jest przepis na udane życie? Czy w ogóle taki istnieje? Zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej, zaczęłam badać doświadczenie własne, rozmawiać z ludźmi. Szczęście ma dla każdego człowieka inne znaczenie, inne barwy. Ale czy jest coś, co łączy szczęśliwych na swój sposób ludzi, żyjących w różnych miejscach, kulturach, religiach, o odmiennej filozofii, poziomie dostatku, czy sukcesu?
Czy szczęście to spełnienie marzeń? Czy szczęście to zdrowie a może dostatek? Czy nasycenie się wszelkim dobrem materialnym i emocjonalnym? Czy to w ogóle możliwe, by człowiek uznał, że ma wszystkiego wystarczająco dużo i nie pojawią mu się następne potrzeby, marzenia? A nawet, gdyby opływał we wszelkie dobra – czy byłby szczęśliwy, czy też szybko znudziłby się tymi dobrami?
Cóż to jest szczęście, skoro nawet Anioły w filmie Wima Wendersa „Niebo nad Berlinem” patrzą na Ziemię i tęsknie mówią:
„Czasem mam jednak dość tej wiecznej duchowej wegetacji. Chciałbym przestać się stale unosić, poczuć wreszcie własny ciężar, który nadałby mi granice, zatrzymał przy ziemi. Chciałbym przy każdym kroku, każdym porywie wiatru móc powiedzieć: teraz, teraz, teraz, a nie jak było zawsze, czy na wieki”, „wywalczyć sobie własną historię, oddać świat widziany z góry za to, by móc wytrzymać napór spojrzenia, krótki krzyk, ostry zapach.”[1]
Daleko w Himalajach, w dolinie Lingti w Spiti, poznałam Lamę, który wydawał się być człowiekiem niezwykle szczęśliwym, wprost promieniował od środka. Mieszkał sam, w ubóstwie, bez prądu w surowym klimacie, daleko od ludzi. A jego radość i szczególna energia widoczne były gołym okiem. Jak on to zrobił? Co było przyczyną tego stanu?
Spotkałam też ludzi opływających w dostatek, spełnionych zawodowo, żyjących z rodziną – nie wszyscy wyglądali na szczęśliwych!
Wśród ludzi chorych i cierpiących bywają tacy, którzy mimo bólu, zachowują radość życia. Jak oni to robią? W bliskim kręgu moich znajomych są osoby, dla których cierpienie fizyczne nie stanowi przeszkody w odczuwaniu głębokiej radości.
Szukałam czegoś uniwersalnego, co jest częścią wspólną, esencją wszystkich podejść, wspólną receptą niezależną od kultury, wyznania, wieku, miejsca w życiu, która mogłaby być moją myślą przewodnią we własnym życiu.
Czy w ogóle istnieje taka myśl, idea?
Wpadłam na pomysł, że tą ideą jest harmonia. Pomysł jednak nie wystarczy. Zapragnęłam sprawdzić. Prywatne rozważania i coraz większa dociekliwość, potrzeba sprawdzenia, doczytania kolejnych książek, porozmawiania z przyjaciółmi i autorytetami – tak rozkręciła się moja przygoda. Ktoś powie: nudne! Wcale nie! Poszukiwanie stało się moją pasją, hobby i długo niedomykanym Gestaltem. Moja uwaga, sposób patrzenia na świat były długo skupione na temacie szczęścia, harmonii, wartości i sensu życia.
Bywało, że pytania zamiast odpowiedzi przynosiły kolejne pytania. „Zamęt jest drogą wejściową do jasności.”[2] Zmobilizowana tą myślą, chcąc podeprzeć moje osobiste rozważania, sięgnęłam do literatury. Sądziłam, że otworzę najnowszą książkę psychologiczną o szczęściu i znajdę tam całe kompendium wiedzy o tym temacie. A znalazłam zaciekawienie filozofią. Ponieważ korzenie Gestaltu wyrastają z filozofii, a według niektórych, Gestalt jest po prostu filozofią egzystencjalną[3], uznałam za jak najbardziej zasadne pójść tą drogą. Stąd pierwszy rozdział mojej pracy to przegląd filozofii. Kolejne zaciekawienia stawały się drogowskazami w tworzeniu mojego eseju na temat szczęścia.